Strona główna » Miejsca i atrakcje » San Francisco – co warto zobaczyć w Mieście Mgły?
San Francisco – co warto zobaczyć w Mieście Mgły?
W XIX wieku w kierunku San Francisco zmierzali poszukiwacze złota. Rozbudzili senną osadę na tyle, że trzy dekady później przeistoczyła się w jedno z najważniejszych miast w Stanach Zjednoczonych. Kres świetności mogło przynieść trzęsienie ziemi, ale miasto odrodziło się jeszcze bardziej wzmocnione. W czasie drugiej wojny światowej port stał się bramą dla umęczonych wojną tysięcy imigrantów z Azji, a w latach 60. przyciągał kontestujących zastaną rzeczywistość hipisów. Później upodobał go sobie ruch LGBT, zaś na końcu przyszli wizjonerzy z firm technologicznych. Historia San Francisco to historia Ameryki w pigułce.
Jeśli w latach 90. oglądaliście serial „Pełna chata” i zastanawialiście się, gdzie znajduje się ten wiktoriański dom, w którym rozgrywała się akcja, to jest to Lower Pacific Heights, luksusowa dzielnica San Francisco. Zaprojektowana w 1883 roku, miała łączyć styl wiktoriański z włoskimi elementami. Takich wiktoriańskich osiedli jest w mieście więcej. Najsłynniejsze to Painted Ladies, które turyści uwielbiają fotografować z pobliskiego wzgórza. Daje to niesamowite wrażenie: na pierwszym planie mamy kolorowe, majestatyczne (i bardzo drogie) domy, a w tle są wieżowce centrum biznesowego.
Kolorowe domki są jednym z symboli San Francisco, ale pierwszymi skojarzeniami niezmiennie pozostają most Golden Gate oraz więzienie Alcatraz.
Golden Gate, czyli najbardziej pocztówkowy most świata
Wiszący most Golden Gate powstał w latach 1933 – 1937 i łączy San Francisco z hrabstwem Martin. Ma długość ponad 2,8 km i był najdłuższym wiszącym mostem do 1965 roku, gdy wybudowano o 18 metrów dłuższy most Verranzo-Narrows w Nowym Jorku. Po wiszących 67 m nad powierzchnią wody jezdniach dziennie przejeżdża ponad 120 tys. samochodów, a korzystanie z niego jest płatne (ale tylko w jedną stronę: w kierunku San Francisco. Wielu kierowców, którzy nie znają okolicy, skarży się, że nie wiedzieli o konieczności wniesienia opłaty i zostali zaskoczeni rachunkiem, który przyszedł pocztą po tym, jak tablice rejestracyjne auta zostały zeskanowane). Spacer przez most lub przejazd rowerem są natomiast całkowicie bezpłatne.
Nie bez przyczyny San Francisco jest nazywane „Miastem Mgły”. Zasnuwa ona różne jego części, ale Golden Gate regularnie znika z pola widzenia – ku ogromnemu rozczarowaniu turystów, którzy nie mogą odżałować braku zdjęcia, które by zaświadczało, że mieli go za plecami.
Most jest na bieżąco konserwowany, a miał na tyle dużo historycznego szczęścia, że nie został nigdy uszkodzony. Został wybudowany już po wielkim trzęsieniu ziemi – tak tragicznym w skutkach, że stawiało pod znakiem zapytania dalsze istnienie miasta, które trzeba było zbudować praktycznie od nowa.
Cztery dni, które niemal starły San Francisco z powierzchni Ziemi
Ziemia zatrzęsła się nad ranem 18 kwietnia 1906 roku, a wkrótce po tym miasto opanował ogień. Pożar trwał cztery dni. Całkowicie zniszczył Nob Hill, wiktoriańską dzielnicę drewnianych domów. W sumie w mieście, które na początku XX wieku było dziewiątym co do wielkości w Stanach Zjednoczonych i największym na zachodnim wybrzeżu z populacją sięgającą blisko 410 tys., zniszczeniu uległo około 28 000 budynków. Około 300 tys. ludzi pozostało bez dachu nad głową.
Zakrojone na ogromną skalę prace rekonstrukcyjne ruszyły zaledwie kila tygodni później, a do San Francisco ściągały rzesze robotników, których umiejętności mogły zostać przy tej okazji wykorzystane. Wielu już w San Francisco pozostało. Kierujący odbudową architekci i urbaniści nie chcieli za wszelką cenę przywracać miasta w dotychczasowym kształcie. Zdecydowano, że część budynków zostanie odbudowana, ale centrum będzie nowoczesne – wszak San Francisco było już ważnym ośrodkiem przemysłowym i administracyjnym, więc zasługiwało na „downtown” z prawdziwego zdarzenia.
Trzęsienia ziemi nawiedzają San Francisco co pewien czas, ale żadne kolejne nie było już tak tragiczne w skutkach jak to z 1906 roku.
Przeczytaj: Los Angeles – co warto zobaczyć w Mieście Aniołów?
Wagoniki (Cable Cars) mkną po stromych ulicach miasta
Myśląc o pierwszej wycieczce do San Francisco, turyści często zakładają, że będą przemieszczać się po mieście uroczymi i jedynymi w swoim rodzaju, wykończonymi drewnem wagonami tramwajowymi. Jeżdżą po stromych ulicach miasta i wyglądają jak żywcem przeniesione z innej epoki, co robi naprawdę fantastyczne wrażenie.
Muszę Was rozczarować: kursują tylko na trzech niezbyt długich trasach, wobec czego nie należy się nastawiać na długą podróż. Ale to nie znaczy, że nie warto! Cable Cars (w dosłownym tłumaczeniu: wagoniki linowe) to jedna z ciekawszych atrakcji miasta. Mieszkańcy San Francisco wybierają szybsze środki lokomocji (choćby „normalne” tramwaje), więc zabytkowymi wagonikami poruszają się przede wszystkim turyści, którym nigdzie się nie spieszy, za to chętnie poznają nietypową metodę działania wagoników.
Ich ruch wynika z nieustannego wpinania i wypinania wagonika ze znajdującej się w ciągłym ruchu liny napędowej. Na bardzo podobnej zasadzie działają kolejki linowe, tyle że w ich przypadku lina jest umieszczona nad wagonikiem, podczas gdy w Cable Cars znajduje się pod pojazdami.
Zabytkowe wagoniki kursują tylko wzdłuż trzech linii: California-Van Ness, Powell-Hyde oraz Powell-Mason. Największą popularnością cieszą się dwie ostatnie trasy. Swój początek biorą w centrum miasta, a przystanek końcowy znajduje się w niewielkiej odległości od zatoki i Fisherman Whraft.
Jeżeli rozpoczynacie podróż na pierwszym przystanku, nie ociągajcie się z wsiadaniem. Najlepsze widoki gwarantuje oczywiście siedzenie przy oknie, ale w cenie są również miejsca stojące na zewnątrz pojazdu. To nie żart! Można chwycić się barierek, stanąć na wychodzącym poza obręb wagonika stopniu i podróżować na zewnątrz pojazdu. Wagoniki poruszają się powoli, więc nie jest to niebezpieczne.
Nie jest to tania przyjemność. Bilet w jedną stronę kosztuje 8 dolarów. Zniżki przewidziane są wyłącznie dla osób 65+ i tylko w godzinach przed siódmą rano i po 21.
Z racji tego, że trasy Powell-Hyde oraz Powell-Mason są piękne: jedzie się stromymi ulicami, serpentynami, mija się eleganckie kamienice, mija zatokę, całkiem możliwe, że praktycznie wcale nie odłożycie telefonu czy aparatu, bo co kilkanaście metrów zobaczycie wart uwiecznienia widok.
Alcatraz – więzienie, które rozbudza wyobraźnię
Wspomniane przed chwilą Fisherman Whraft to dawna dzielnica rybaków, a dziś miejsce spotkań i spacerów. Wiele tu restauracji i sklepów z pamiątkami. Stamtąd już tylko rzut kamieniem do Pier 33, z którego odpływają promy na wyspę Alcatraz, na której już w XIX wieku istniał fort, w którym osadzano jeńców i więźniów. W latach 30. ubiegłego wieku zapadła decyzja, żeby więzienie stanowe zamienić na federalne o zaostrzonym rygorze.
Zakład ten istniał na wyspie zaledwie 29 lat, a mimo to jest najbardziej znanym więzieniem świata. Stało się to za sprawą jego najsłynniejszego lokatora, czyli Ala Capone. Wielkich pieniędzy ten gangster o włoskich korzeniach dorobił się na handlu alkoholem, co w czasach prohibicji było intratnym, lecz też ryzykownym zajęciem. W Alcatraz przebywał w latach 1932-1939. Przyjechał pierwszym transportem wraz ze 136 innymi więźniami.
W pierwszych latach istnienia Alcatraz uważano za więzienie, z którego nie da się uciec. Budynek stoi na nagiej skale, wokół żadnej roślinności, a odległość od brzegu to ponad dwa kilometry. Spacerniak otaczał wysoki na osiem metrów płot zakończony drutem kolczastym. Gdyby nawet komuś udało się opuścić grube mury, to zimna, wzburzona woda zrobi swoje.
Spośród około półtora tysiąca więźniów próbę ucieczki podjęło 36. 23 schwytano od razu, sześciu zostało zastrzelonych podczas ucieczki, zaś czterech utonęło. Trzech zaginęło i być może przeżyło. Do najbardziej zuchwałej próby ucieczki doszło w 1962 r., ale przygotowania do niej rozpoczęły się kilkanaście miesięcy wcześniej. Historię tę opowiada film „Ucieczka z Alcatraz” z Clintem Eastwoodem w roli złodzieja Franka Morrisa, który zwrócił uwagę, że za kratą wentylacyjną pod umywalką w jego celi znajduje się jakaś pusta przestrzeń. Używając łyżeczki do herbaty wydłubał większy otwór i odkrył korytarz, który biegł równolegle do cel…
Od lat dostanie się na wyspę nie jest żadnym wyzwaniem, gdyż więzienie pełni funkcję muzeum i jest jedną z najchętniej odwiedzanych atrakcji w USA. Bilety warto kupić z wyprzedzeniem na stronie https://www.cityexperiences.com. Najbardziej typowa wycieczka trwa 2,5 godziny (wliczając 15-minutowy rejs) i kosztuje 25 dolarów, ale można również wykupić wycieczkę nocną lub nazwaną „za kulisami” („Behind the scenes”), w której przewidziano jakieś dodatkowe atrakcje.
W San Francisco wszystko ma swoje miejsce
San Francisco to niesamowite miasto, w którym jest miejsce i dla eleganckich osiedli utrzymanych w stylistyce początku XX wieku, i dla szalonej dzielnicy Castro, w której w latach 70. homoseksualiści po raz pierwszy zawalczyli o swoje prawa i pokazali, że nie godzą się na dotykającą ich zewsząd nietolerancję. Jeśli chcecie zobaczyć, jak wyglądało San Francisco w czasie tamtej rewolucji, obejrzyjcie „Obywatela Milka” z Sean’em Penn’em w roli zdeterminowanego aktywisty gejowskiego. Pod koniec lat 90. okolice San Francisco – miasta bezkompromisowego, w którym ludzie mieli odwagę być kim chcą i robić swoje bez oglądania się na opinię innych – wybrali na siedziby swych raczkujących firm późniejsi wizjonerzy biznesu. W nieodległym Menlo Park siedzibę ma choćby Facebook, a tysiące młodych, przebojowych ludzi każdego dnia dojeżdża do pracy w firmach w Dolinie Krzemowej.
W San Francisco jest luz, bezpretensjonalność, a jednocześnie naturalny czar i jakiś rodzaj magnetyzmu. Jeśli planujecie pobyt na Zachodnim Wybrzeżu, zarezerwujcie co najmniej dwa dni na pobyt w mieście świętego Franciszka.
Przeczytaj: 10 najpopularniejszych miast w USA